Co się zmienia? Od 1987 roku upłynęło ponad ćwierć wieku. Czy coś się zmieniło w naszym sposobie myślenia? Ulice są inne, meble, sklepy – a my? Próbujemy wspólnie odpowiadać na to pytanie porównując felietony z lat 80-tych, z dzisiejszymi realiami – dawny, z obecnym sposobem myślenia.
Tym razem pretekstem do postawienia tego pytania jest tekst z 13 lutego 1987 roku.
Jak zawsze – w przypadku kwanta wiedzy – prezentujemy: METRYCZKĘ -> CYTAT -> ASOCJACJE . I jak zawsze w ASOCJACJACH- zamieszczone są skojarzenia autora kwanta związane z interesującym nas problemem.
Metryczka
2014-02-10 1155_TW480302_v01 _WOREK_ problemy codzienności_ sposób myślenia_ 1987 – 2014
- Problem: Jak z perspektywy MSE™ intepretujemy zmiany w sposobie myślenia w polskich realiach społecznych?
- Słowa klucze: sposób myślenia_ MSE™ _ _
- Temat: Jak myślano 27 lat temu?
- Dla kogo? Zespół Projektowy Metodyka Kwantyfikowania
- Na kiedy?: stale_ edu
- ŹRODŁO : Tadeusz Wojewódzki Okropieństwa. „Dziennika Bałtycki” „Rejsy” z 13 lutego 1987
- Autor: Tadeusz Wojewódzki mailto:wojewodzki@wojewodzki.pl
CYTAT:” Dziennik Bałtycki, 37 (12864) 13 lutego 1987
Jednym okiem
OKROPIEŃSTWA
O rzeczach „niesmacznych”, o widokach i obrazkach dalece nieestetycznych nie powinno się mówić, a tym bardziej pisać. Jak jednak trzymać język za zębami, kiedy widoki takie wywołują sprzeciw i gniew tak wielki, że człowiek najchętniej krzyczałby, wrzeszczał ile sił w piersi albo robił coś jeszcze znacznie gorszego. Kiedy leżał całkiem świeży śnieg, kiedy dosypywało nim systematycznie odnosiło się wrażenie, że to nie rodzinny krajobraz lecz wprost nirwana. I może ta biel właśnie tak bardzo człowieka rozbisurmaniła, że teraz, kiedy wszystko topnieć raptem zaczęło – oprócz jednego, wielkiego obrzydzenia nic więcej odczuwać już nie potrafi. Czy bowiem idzie się ścieżką przez podwórko czy chodnikiem – wszędzie, dosłownie wszędzie, gdzie tylko spojrzeć – jedno widać. To mianowicie czym każdy ssak kończy ten niezwykle skomplikowany proces zaczynający się grzesznym wprawdzie lecz jak miłym podniebieniu obżarstwem. A że pies to akurat – najmniej jest ważne. Ważniejsze przecież, że psów w okolicy dobra setka i każdy codziennie musi. Przeliczyć to przez trzydzieści choćby tylko dni, a wychodzą ilości tak wielkie, że zdolne przytłoczyć największego nawet optymistę.
Sprawa jest bardzo osobistej natury. Nie masz bowiem u nas niczego bardziej osobistego, jak kiedyś – poglądy, a teraz właśnie – pies. Na cudzych poglądach psy można już dzisiaj wieszać, ale nigdy odwrotnie. Rzecz w tym jednak, że trzeba przecież coś z tym wszystkim zrobić, znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie, gdyż inaczej ugrzęźniemy w tej rosnącej masie i nawet drugi etap reformy gospodarczej niewiele nam pomoże.
Osobisty charakter każdej takiej sprawy stąd się przede wszystkim bierze, że wszelkie opinie o psach właściciel utożsamia z opinia na jego, a nie psa – temat. Identycznie z propozycjami. Adresowane do czworonogów traktowane są jako kierowane wprost do właścicieli. Zaproponuj – na początek, żeby tak może tylko tego pilnować, by same chociaż chodniki uwolnić od owego okropieństwa. Propozycja wydaje się niezbyt wyśrubowana, a przecież i taka nawet spotyka się zapewne z natychmiastowym i powszechnym sprzeciwem, jako ograniczająca swobody. Rzecz w tym bowiem że to pies wybiera miejsce i moment, a nie pan właściciel. Psa jest to więc sprawa i tylko jego. Natomiast rozwiązanie z ochroną chodników z psiej sprawy uczyniłby rzecz ową przedmiotem wspólnej – psa i właściciela – troski. Ten ostatni i tak zbyt wiele ma na głowie, a nawet gdyby nie miał, to jakim prawem ktoś ma mu dyktować gdzie jego pies może, a gdzie nie może.
W takiej sytuacji można by co najwyżej apelować. Gdyby to jednak jakiś pomnik był lub inny cel, równie zbożny, ale w sytuacji takiej jak ta – rokowanie nie jest nazbyt obiecujące.
Nie ma więc z sytuacji owej żadnego absolutnie wyjścia? Prawdę powiedziawszy jest to ślepy zupełnie zaułek na końcu którego to widać właśnie, co przedmiotem jest naszej tutaj troski i nic więcej, nic nadto. Nie ostatnia to zapewne sprawa z gatunku bliskich nam i dla nas tylko właściwych – z zaułkiem, jako widokiem nie najpiękniejszym wprawdzie i niezbyt budującym, ale za to pewnym.
Przyda się więc chyba i tym razem stara, ale wciąż aktualna w naszych warunkach recepta: jeśli nie możesz czegoś zmienić – powinieneś się do tego przyzwyczaić. Przyzwyczailiśmy się już do tak wielu i tak okropnych, obrzydliwych wręcz widoków, że zapewne przyzwyczaimy się i do tych narastających swą mocą, śladów dobrych apetytów naszych piesków.
Niech będzie i tak. Jeśli się jednak coś tam w człowieku buntuje, to jedynie świadomość bezradności, bezsilności wobec tego, co u nas głupie i niedobre i że przyzwyczaić się trzeba do tego właśnie, a nie do dobrego, pożytecznego, zrozumiałego dla wszystkich oczywistego i takiego, żeby się tego przed obcymi wstydzić się trzeba było. Nie musze rozumieć dlaczego nie nam praktycznie żadnego wpływu na to, że przychodzi mi obcować dzień w dzień z wytworami niechluja. Dostatecznie długie obcowanie z nimi wyrabia w człowieku przekonanie, że tak już widocznie musi być. Ale kiedy wychodzę z domu i widzę wokół siebie to akurat o czym tutaj mowa, a uświadamiam sobie, że tego przecież nie musi być, buntują się.
Nie mam praktycznie wpływu na to, jaka jest woda w kranie. Na to, co wydzielają mury w których mieszkam i meble, które stają w pokojach. Powiedzą mi przecież, że wody nie musze pić, mieszkania mogłem nie zasiedlać, mebli nie kupować. Nikt mi przecież nie kazał. Zapewne argumentem tej samej kategorii ludzi będzie pogląd, że jak mi się nie podoba, to po tych chodnikach mogę nie chodzić i nie patrzeć.
Być może, ale jak uwolnić się od myślenia, a już szczególnie od myśli natrętnej, że znów robimy wspólnie coś, co jest bez sensu. Jak ta masowa hodowla w naszych domach psów, że fakt ten rodzi problemy, których udajemy tytko, że nie widzimy, a które są w sumie – przy naszej mentalności – nie do rozwiązania?
Tadeusz Wojewódzki
„
Asocjacje:
Co się zmieniło? Większość z nas okrzyknie, że bardzo wiele. Dzisiaj można wolna stopą przejść przez całą Grunwaldzką i nie natknąć się na wiadomy widok. Aż się ciśnie na usta radosny wniosek:” Jednak zmieniamy się na lepsze”.
Jedno jest pewne: korzystamy z torebek i faktycznie rzadko ludzie tego nie robią. Ale czy to oznacza, że „PSI SYNDROM” odszedł do lamusa?
Na czym to polegało?
Pewnie socjolodzy, psycholodzy i pedagodzy – także zawodowi – dużo będą mieli na ten temat do powiedzenia. Jak to jednak wygląda od strony MSE™?
Trochej inaczej – niż w potoczności. PSI SYNDROM polega na tym, że Ty mówisz o tym, co pies pozostawił po sobie na chodniku, w parku, na wycieraczce, a właściciel psa – mówi o Tobie. Pamiętam, że po moim felietonie w 1987 roku redakcja została zasypana listami. Relacja była natychmiastowa i w jednej tonacji: niech się ten facet odczepi od psów!
PSI SYNDROM jest rezultatem określonego sposobu myślenia, który jest główną sprężyną samonapędzającego się mechanizmu polskiej niemocy rozwiązywania prostych problemów. Ten sposób myślenia jest tak powszechny, że nawet mało kto zauważa jego obecność, nie wspominając już o karkołomnych konsekwencjach. Polega on na tym, że w momencie pojawienia się problemu cała uwaga, intelekt, wiedza, mądrość narodowa i nabyta – skupiają się nie na problemie, ale na tym, kto go porusza. Następnie wszyscy biorą się za łby, kotłują – aż do znudzenia, sądzą – do dnia sądnego, a problem pozostaje nietknięty.
PSI SYNDROM zmienia tylko formułę, ale był i jest nadal – wszechobecny.
Można by ubolewać nad narodem, który nie był sam w stanie zauważyć obecności takiego figla w myśleniu, gdyby nie fakt, że to właśnie nad Wisłą – polski logik – Andrzej Grzegorczyk objawił DEKALOG ROZUMU, a wraz z nim 10 zasad, których respektowanie pozwoliłoby nam radykalnie wyzwolić się w metodycznych rozmowach od psich i nie tylko psich syndromów.
Jak jednak można się wyzwolić od czegoś, czego się samemu nie zobaczy, czemu się samemu nie przyjrzy i nie zdziwi?
Tak więc nauczyliśmy się już tu i ówdzie sprzątać po psie, ale nadal nie dotyczy to syndromu…
Może się mylę, ale w przywołanym tekście odnajduję omawiany syndrom.
http://www.ekorozwoj.pl/content/view/286/1/lang,pl/
Na 100% tak. Jeśli trwa w Polsce jakakolwiek dyskusja, to bez najmniejszego ryzyka pomyłki można spodziewać się w niej psiego syndromu.