MSE to nie seks. Ale to opowieść – TYLKO DLA DOROSŁYCH MENTALNIE – o sposobach myślenia obecnych w firmie.
Na „dorosłość mentalną” nie wydają dowodów tożsamości. Indywidualnych – dla dorosłych mentalnie pracowników, menedżerów, właścicieli firm, prezesów, członków rad nadzorczych, szefów gabinetów itd. Na „dorosłość mentalną” nie wydają dowodów tożsamości zespołowych – dla zespołów projektowych, zadaniowych, gabinetów, rad, komisji,zarządów, organizacji, firm.
Słowem – dojrzałości mentalnej naszych wodzów i tzw. „ciał” – w praktyce – ikt nie sprawdza, nie osadza, nie ocenia. Wniosek stąd może płynąc taki, że dojrzałość mentalna jest powszechnie obecna, albo że nie jest istotna, albo, że nie jest rozpoznawana. W ostatnim przypadku możliwa byłaby opcja, że rozkazują nami niedojrzali mentalnie i rządzą mentalnie infantylni.
Historia wdrażania MSE zna takie przypadki.
Zaczęło się wprawdzie uroczyście i pod szyldem infobrokerstwa, ale…
http://infobrokerstwo.pl/metodyka-syndromiczna-po-raz-pierwszy/
ale potem bywało i tak, że raportowi MSE opisującymi stan mentalnej dojrzałości organizacji towarzyszyły różne okoliczności:
Pierwsza reakcja – była i taka, żeby to schować, zakopać, zamieść pod dywan. Infantylne? Dyrektor w dużej firmie, która zapłaciła kilkadziesiąt tysięcy złotych – miał doktorat z zarządzania, CV jak książkowy model. Zakopał taki raport u siebie w biurku i dopiero dwa lata później, po jego odejściu – raport ujrzał światło dzienne. Raport, który nikogo imiennie nie wskazywał, nikogo nie obrażał. Raport ujawniał poziom obecności 11 syndromów barier mentalnych i 4 zagrożenia w sposobach myślenia. W tym: fetysz czasu – obecny praktycznie w 90 % polskich firm. Treść tego raportu była sumą tego, co wiedzieli wcześniej ludzie. Wiedzieli, tyle tylko, że nie potrafili tego nazwać.
Dyrektor innej firmy, wielkiej spółki -chłop jak dąb, zęby zjadł na spółkach skarbu państwa – wpadł w panikę już w trakcie kwestionariuszowego badania. Pomimo, ze kwestionariusz dotarł już do kilkuset zainteresowanych, nakazał natychmiast zdjąć go z sieci i poinformować zainteresowanych, że to była pomyłka. Że kwestionariusz poszedł do ludzi przypadkiem. I tak ponad 100 osób zdążyło go wypełnić. Ale wyniki dyrektora nie interesowały.